Forum Strażnicy Chwały Strona Główna Strażnicy Chwały
Karty bractwa Glory Guardians
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Sivous

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Strażnicy Chwały Strona Główna -> Archiwum rekrutacji
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pią 15:57, 01 Lut 2008    Temat postu: Sivous

Nazywam sie Sivous, jestem SpSem na 74 kregu. Inne postacie na koncie to DA na 56, sztylet na 2x, mroczny na 3 poziomie i mój BH Frips 14 krag chyba hrhr tymi postaciami juz nie gram, kiedyś sie bawilem. Teraz cos o sobie... w rl nazywam sie Michal i mieszkam niedaleko Jeleniej Gory ( jeśli ktoś nie wie gdzie to jest to mowie Dolny Śląsk hehe) Mam 18 lat i edukuje sie w LO na profilu mat-fiz-inf (tez go nie lubięRazz) Moja pasja jest piłka nożna gram w nią od mniej więcej 8 lat Smile i oczywiście LII w które gram 2 latka.

Klany w jakich bylem... hmm NB sam nie pamiętam dlaczego odszedłem to było z 2 lata temu ale po prostu chyba sie tam wypaliłem, później było Alsophis które sie niestety rozpadło następnie na krotko zagościłem w szeregach AyM ale miałem pewne zgrzyty najwidoczniej nie pasowałem do klanu... bywa, mój ostatni klan to Neccesitas które miało być niby połączeniem NB i Rebeli ale NB to już niestety nie przypominało... klan jak i sojusz mi sie nie podobał, wybuchła kłótnia na sojuszowym w której dość mocno sie z nimi poróżniłem, chodziło o ich podejście do wojny którą wywołali i nie chcieli w niej walczyć... zostałem wyrzucony, tak czy inaczej i tak bym odszedł.

Może to zabrzmi dziwnie ale zawsze chciałem zobaczyć jak to jest być w GG, gram na tym serwie już dość długo i trochę sie już naoglądałem a GG wydaje mi sie dobrze ułożonym i zdyscyplinowanym klanem mającym swoją historie dlatego chciałbym do was dojść. Wnieść... hmm na pewno będę starał sie jak najlepiej potrafię aby pomóc w wyprawach i przede wszystkim wojnach...
Oczekuje... swoje oczekiwania wole przestawiać dopiero jak uważam, że na coś zasłużyłem na początek oczekuje dobrej zabawy bo LII to tylko gra hehe

Sprzęt jaki posiadam jest całkowicie mój, nie mam żadnych długów.

Hmm wojna powiem krotko... Kocham wojne <3.

Gram mniej więcej w weekend 2h+ (często jest ten +) chyba ze mam coś naprawdę ważnego w szkole to wtedy mnie nie ma ale to raczej nie występuje zbyt często... W weekendy gram z reguły więcej, czasami może mnie nie być w wieczory w weekendy dopiero w nocy... (jestem tylko człowiekiem też muszę wychodzić na piwo Razz)

Regulamin przeczytałem i akceptuje jego treść.


A tutaj macie opowiadanko:

Spłacony dług

Keleth uderzony ciężkim buzdyganem w pierś stracił na chwilę oddech, a co gorsza, stracił równowagę. Miecz wypadł mu z ręki i uderzył z brzdękiem o powierzchnię wąskiego skalnego mostu. Sam miał mniej szczęścia, runął prosto z mostu, ostatkiem panicznego instynktu przetrwania chwycił się ręką brzegu kamiennego przejścia. Spojrzał w dół, w głąb bezdennej, ziejącej czarną pustką przepaści. Zawirowało mu w głowie. Od dziecka miał lęk wysokości. Obraz zaczął mu się rozmazywać. Zacisnął zęby i z wielkim wysiłkiem złapał się drugą dłonią o wystający kamień. Spojrzał w górę, prosto na potężnie zbudowanego, zielonoskórego orka. Humanoid dzierżył w prawej ręce buzdygan, w lewej zaś trzymał zakrzywiony, wyszczerbiony miecz. Oczy płonęły mu gniewem. Potwór podniósł jedną nogę by przydepnąć dłoń wiszącego na moście człowieka. Keleth wrzasnął z bólu, gdy ciężka stopa orka miażdżyła mu kości palców. Z trudem wydobył dłoń spod zgniatającego ucisku i znów zawisnął na jednej ręce. Tuż obok niego z histerycznym rykiem runął w przepaść inny ork. Keleth usłyszał szyderczy śmiech swojego przyjaciela. Humanoid zajęty do tej pory dręczeniem zwisającego ze skraju mostu człowieka, odwrócił się w stronę źródła tego drwiącego dźwięku. Zamachnął się buzdyganem, który grzmotnął z hukiem w tarczę krępego krasnoluda i zgruchotał ją w jednym momencie. Ten odskoczył szybko ku tyłowi, unikając ciosu miecza. Keleth zaczął wdrapywać się na powierzchnię skalnego mostu. Widząc, że ork atakuje zaciekle jego przyjaciela nie zwracając przy tym uwagi na resztę świata, podniósł z ziemi swój miecz półtoraroczny. Pchnął nim nieopancerzonego humanoida w plecy. Gdy klinga przeszła miękkie ciało na wylot, Keleth podciągnął rękojeść do góry, wzdłuż kręgosłupa, rozpruwając potwora aż do szyi. Ciało orka zwaliło się na skaliste podłoże wąskiego przejścia. Człowiek spojrzał na swój miecz. Zbrocze głowni wypełnione było gęstą, jeszcze gorącą krwią przeciwnika.
Keleth wciąż ciężko oddychał po ciosie masywnego buzdyganu. Położył dłoń na klatce piersiowej okrytej skórzaną zbroją i nacisnął lekko. Przeszył go ból.
– Chyba złamałem żebro – rzekł do krasnoluda, który ciężko dysząc przysiadł na moście.
– Nic ci nie będzie chłopcze – powiedział chrapliwym głosem siwobrody wojownik. – Drevin miał mniej szczęścia. – Brodacz wskazał na ciało wątłego maga, teraz pokryte ranami leżało przy krawędzi przepaści. – Straciłem swoją tarczę – dodał w zadumie.
– Za nagrodę kupisz sobie nową. I wiele innych rzeczy.
Keleth nie przejmował się niczym. Śmierć „przyjaciela”, i strata, która spotkała krasnoluda były mu całkowicie obojętne. Drevin był słaby – pomyślał Keleth – przynajmniej będzie mniej głów do podziału złota. Trzeba tylko znaleźć tego przeklętego nekromantę i zabrać mu jego cholerny pierścień.
– Z tobą wszystko w porządku – spytał krasnoluda.
– Tak. Nic mi nie jest.
– To dobrze – rzekł człowiek, poczym cicho szepnął do siebie samego – będziesz mi jeszcze potrzebny stary, brodaty głupcze.
Keleth spojrzał na klingę swojego miecza. Krew zdawała się być pochłaniana przez ciemną matową stal. Po chwili zniknęła i głownia była nieskazitelnie czysta. Człowiek uśmiechnął się do siebie, schował miecz do pochwy. Ruszyli dalej.
Dwójka wojowników przebyła długi skalny most i weszła w głąb ciasnego tunelu. Czuć było odór śmierci i powiew zimnego powietrza, bijący z wnętrza przejścia. Keleth zapalił pochodnię i posuwał się przed siebie. Po kilku minutach marszu dotarli do obszernego pomieszczenia, pełnego kamiennych sarkofagów i przegniłych drewnianych trumien. Płyty grobowców leżały na ziemi roztrzaskane, a wieka trumien były wyłamane. Wewnątrz znajdowało się trochę pyłu, a poza tym były całkowicie puste. W ciszy pomaszerowali w stronę drugiego wyjścia z komnaty. Po kolejnych kilku minutach wędrówki doszli do końca tunelu, który urywał się wewnątrz gigantycznej groty. U góry, w oddali majaczyły ogromne stalaktyty zwisające wysoko ponad głowami wędrowców. Wewnątrz jaskini rozchodził się dziwny blask. Upiorna łuna oświetlała rozmazany kształt jakiejś monumentalnej budowli wzniesionej w głębi groty. Keleth rozejrzał się dookoła. Razem z krasnoludem stał na skalnej półce, sześćdziesiąt metrów ponad dnem jaskini skąpanym we mgle. Za nimi znajdował się tunel, którym dotarli do tego miejsca, przed nimi jedynie otwarta przestrzeń. Paręset metrów dzieliło ich do podstawy budowli piętrzącej się na skalnym urwisku. Człowiek nie mógł dostrzec żadnej drogi do strzelistych wierz ponurego zamczyska – świątyni, które było celem ich podróży. Keleth podszedł do krawędzi półki i kopnął kamień. Ten spadł i po paru sekundach awanturnicy usłyszeli plusk.
– Woda – rzekł z uśmiechem człowiek, poczym zaczął rozwijać linę upiętą hakiem przy plecaku. Krasnolud zrobił to samo, wiążąc dwa końce grubego, plecionego sznura ze sobą. Wydłużoną linę zaczepili pewnie na występie skalnym i zaczęli pojedynczo obsuwać się w dół. Keleth schodził pierwszy. Po krótkiej chwili znalazł się na wysokości, na której panowała gęsta mgła, ograniczająca widoczność. Wojownik spojrzał w dół – dostrzegł jedynie mleczne wstęgi. Opuścił się jeszcze trochę, aż do końca liny i zawisł na nim. Pod nogami dostrzegł majaczącą przez mgłę wodę. Skakać? Kiepski pomysł – pomyślał. Zwolnił uchwyt i w ułamku sekundy wpadł do wody. W jednej chwili poczuł paraliżujący chłód, który po chwili ustąpił uczuciu ulgi.
– Wszystko w porządku? – rozległo się wołanie z góry. Keleth był jednak pod powierzchnią wody i nie usłyszał nic. Wynurzył się dopiero po chwili, zaczerpując powietrza w płuca. Rozejrzał się po tafli wody. Była dziwnie matowa, nie odbijała zielonego poblasku, który rozświetlał całą jaskinię. Najdziwniejszy był jednak całkowity brak fali. Nawet gdy Keleth machał rękoma płynąc w kierunku brzegu, który znajdował się pod skalną półką. Wdrapał się na kamienisty grunt i otarł strugi wody ociekającej po twarzy z gęstych, czarnych włosów.
– Czy to możliwe? Łódź. – powiedział do siebie w chwili, gdy dostrzegł drewnianą szeroką łódkę z parą wioseł. Rozległ się głośny plusk. Człowiek momentalnie obrócił się w kierunku dźwięku, ale nic nie dostrzegł. Woda była spokojna, chociaż… Keleth zauważył bąbelki wydobywające się z głębin. Skoczył do podziemnego jeziora i zanurkował. W mrocznych odmętach widział spoczywającego na dnie krasnoluda. Stary brodacz dusił się. Z powodu ciężaru zbroi nie mógł wypłynąć na powierzchnię. Miotał się panicznie próbując zrzucić płytowy pancerz, oczywiście bezowocnie. Wszystko idzie po mojej myśli – stwierdził Keleth i wypłynął na powierzchnię. Znów wdrapał się na brzeg i nie kryjąc uśmiechu wskoczył do przycumowanej łódki. Odwiązał linę, chwycił za wiosło i zaczął płynąć w kierunku przeciwnym do przystani. Zdjął w międzyczasie swój miecz, przewieszony wcześniej przez plecy. Skórzana pochwa chroni ostrze przed wilgocią. To jednak nie jest zwykłe ostrze. Klinga została wykonana i zaczarowana przez brata Keletha, sześć lat temu, gdy kończył piętnaście lat. Wiosłując nieprzerwanie wojownik po paru minutach dotarł na środek jeziora. Woda była tutaj ciemniejsza . Człowiekowi wydawało się, że dostrzegł jakiś gigantyczny, czarny kształt, pod powierzchnią. Zły znak, przyśpieszył wiosłowanie. W końcu dopłynął do brzegu. Znalazł się na wyspie, o stromych klifach, na których wzniesiono zamczysko. Odetchnął z ulgą, gdy dotknął stopami stałego lądu. Keleth odnalazł w urwisku wąski tunel, pnący się do góry. Ruszył nim na oślep, po ciemku. Pochodnie zamokły w plecaku. Szedł po omacku wodząc dłonią wzdłuż gładkich wilgotnych ścian korytarza. Po kilku minutach wypadł na otwartą przestrzeń – dziedziniec zamczyska. Był opuszczony. Wokół wznosiły się wysokie mury wyglądające na obsydian, czarne, połyskujące. Cztery strzeliste wierze niemal wbijały się w sklepienie groty. Na środku dziedzińca piętrzył się obszerny pałac, również z obsydianu. Z okien budowli dobywał się upiorny, zielony blask.
Keleth ruszył w jego kierunku. Dotarł do wielkiej, ciężkiej bramy. Pchnął jedno ze skrzydeł, które ustąpiło z zadziwiającą łatwością. Wojownik dobył swój miecz i szedł wolnym krokiem przez obszerny hol, wsparty wysokimi kolumnami. Z dwóch końców holu wychodziły schody wiodące na górę, a dokładnie przed Kelethem znajdowała się kolejna brama. Człowiek naparł na nią, bezskutecznie. Dagoth – rzekł głośno. Wrota trzasnęły i otworzyły się zwolna, ukazując wnętrze upiornej sali. Na jej końcu mieścił się wielki tron, na którym siedziała jakaś postać, odziana w czarną togę. W jednej ręce dzierżyła berło, które było źródłem tego zielonego blasku. Przy siedzisku stały dwie istoty, ich popękana skóra kryła pełzające białe robaki, i ten odór…
– Dlaczego tu jesteś – rozległ się dudniący, basowy głos postaci z berłem.
– Przybyłem po twój pierścień, liczu! – postać odziana w czerń podniosła głowę. Pod kapturem kryła się naga, bielejąca czaszka, w jej oczodołach płonęły krwistoczerwone ogniki. Istota machnęła berłem i dwójka strażników ruszyła do ataku na Keletha. Ten czekał cierpliwe. Gdy nieumarłe bestie zbliżyły się doń, wzniósł miecz do góry. Monstra zatrzymały się momentalnie. Licz zdziwiony całą sytuacją wstał z tronu i ponownie machnął berłem. Z zacienionych zakamarków sali zaczęły wychodzić dziesiątki nieumarłych. Podobnie jak dwaj strażnicy po zbliżeniu się do wojownika zatrzymały się.
– Kim jesteś, śmiertelniku? – spytał licz sycząc wściekle.
– Nie wierzę, Dagothcie. Nie poznajesz mnie? – Keleth wzniósł miecz jeszcze wyżej, prezentując obsydianową klingę.
– Znam ten oręż… – syknął licz. Schował berło między fałdy szaty. Wyciągnął swą trupią rękę przed siebie i zaczął szeptać niezrozumiałe słowa. Miecz począł brzęczeć, a jego klinga płonęła, pokryta zielonymi runami. – Ganalod, to ja ukułem i zaczarowałem tan miecz.
– Zgadza się… bracie. Minęło trochę czasu od naszego poprzedniego spotkania.
– Dlaczego tu jesteś? – licz powtórzył pytanie.
– Już ci mówiłem. Potrzebuję twojego pierścienia. – rzekł Keleth. Licz spojrzał na swoją trupią dłoń. Ściągnął nefrytowy pierścień z kości palca wskazującego prawej ręki.
– Weź go zatem – odparł nieumarły czarodziej rzucając błyskotkę w kierunku swojego brata. Wojownik zręcznie chwycił ją i schował do sakwy.
– Spłaciłem swój dług, bracie – odparł licz. – Teraz opuść to miejsce, inaczej będę zmuszony cię zniszczyć.
Keleth zaczął grzebać w plecaku i wyciągnął z niego otrzymany parę tygodni temu zwój. Pergamin, który przeniesie go prosto do zleceniodawcy. Licz spojrzał z pogardą na taką formę magii. Wojownik odczytał magiczną formułę i zniknął w błysku mistycznej energii. Nieumarły czarodziej zasiadł ponownie na tronie i przywołał kryształową kulę. Wrócił do wróżenia, by dopracować swój plan przemienienia żywych istot w nieumarłych.

Pozdrawiam i czekam na odpowiedzi Smile


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pią 15:58, 01 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Kiri




Dołączył: 10 Cze 2007
Posty: 544
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/1

PostWysłany: Pią 15:59, 01 Lut 2008    Temat postu:

Stanowcze NIE dla ALSOPHIS i jego byłych członkow ...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pią 16:01, 01 Lut 2008    Temat postu:

Fajnie ze chociaz przeczytales podanie <mowi smutno>
Powrót do góry
Craay




Dołączył: 23 Gru 2007
Posty: 198
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/1

PostWysłany: Pią 16:04, 01 Lut 2008    Temat postu:

Screen : [link widoczny dla zalogowanych]


JESTEM CAŁKOWICIE ZA!
Znam go z NB i to bardzo dobrze...
Umie poradzić sobie na wojnie, jest miły i można fajnie z nim spedzić czas.. na koxie czy gdzie :>
+ za opowiadanie

PS.
Kiri daj mu szanse mimo Alsophis :<


Siwy!Siwy!Siwy!Siwy!Siwy! <skanduje>


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Craay dnia Pią 16:07, 01 Lut 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pią 16:10, 01 Lut 2008    Temat postu:

Kiri napisał:
Stanowcze NIE dla ALSOPHIS i jego byłych członkow ...


To samo co Kiri.
Powrót do góry
Kiri




Dołączył: 10 Cze 2007
Posty: 544
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/1

PostWysłany: Pią 16:12, 01 Lut 2008    Temat postu: Re: Sivous

Sivous napisał:

później było Alsophis które sie niestety rozpadło ....


To mi wystarczy ...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kiri dnia Pią 16:12, 01 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Strażnicy Chwały Strona Główna -> Archiwum rekrutacji Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin